Rozdział 1
Piżama w prążki i niewinna muszka
− A nie ma przypadkiem błękitnej w
owieczki? – zapytał, przyglądając się prostej koszuli od piżamy, rażącej
sterylną bielą i granatowo prążkowanej. Pielęgniarka obdarzyła go zirytowanym
spojrzeniem i Norbert już wiedział, że o błękicie oraz hasających po nim
puszystych owieczkach może zapomnieć. Z westchnieniem wziął odzież i udał się
do łazienki. Gumka spodni nędznie trzymała się jego wąskich bioder i chłopak
pomyślał wtedy, co będzie, kiedy ktoś nieostrożnie nadepnie kapciem nogawkę…
Nie miał ochoty pokazywać całemu światu, który teraz ograniczony był do
szpitalnych ścian, jakim kolorem może pochwalić się jego bielizna.
Kobieta czekała na niego przed
łazienką, potem wskazała mu salę. Norbert ułożył się wygodnie na łóżku, dłonie wsunąwszy pod głowę. Śledził
poczynania muchy spacerującej po suficie. Skrzydlate stworzonko kręciło się przy
lampie bez celu, co zaczęło go nieco nużyć. Dłoń wystrzeliła w górę, palec
wskazujący oraz kciuk złożył na kształt pistoletu, prowizoryczną broń skierował
na czarny punkcik i po chwili w stronę owada pędziły iskry. Nie chciał go
uszkodzić, jedynie przestraszyć. Tak też się stało – mucha uciekła w popłochu,
a snop ugodził w sufit, pozostawiając na nim subtelnie czerniące się przebarwienie.
Ścigał muchę, wysypując coraz więcej pocisków z jeszcze większą prędkością. Za
każdym razem ofiara uciekała.
Opuszek po raz kolejny wypluł
drobinki żaru, kiedy do pokoju ktoś wszedł. Norbert zerknął w stronę drzwi,
zaciekawiony gościem, przez przypadek trafiając w muchę, która dymiącą spiralą
opadła na pościel.
− Ups… − mruknął, spoglądając na
spopielone szczątki. Zaraz jednak skierował wzrok z powrotem na dziewczynę. –
Hej.
− Zabiłeś niewinną muszkę… −
szepnęła smutno. Nie kryła się w tonie ani szczypta zdziwienia czy przerażenia.
Tylko ten smutek, szklący tęczówki.
− Eee… Norbert jestem…
− Dlaczego zabiłeś muszkę?
− To trochę skomplikowane…
− Postaram się zrozumieć. –
Chudziutkie nogi ruszyły z miejsca i poniosły ją na drugie łóżko. Biała
koszula, w którą była ubrana zlała się z mleczną skórą. Dłonie, na których
wsparła ciężar wątłego ciała, zakamuflowały się pośród śnieżnej pościeli.
Stopy, wciśnięte w kapcie imitujące łapy białego tygrysa, wisiały kilkanaście
centymetrów nad podłogą. – Słucham.
− Nie wiem zbytnio jak to
wyjaśnić. – W zakłopotanym geście, wplótł palce w czarne włosy. – Chciałem się
z nią pobawić, zresztą ona też tego chciała. Bawiliśmy się przednie, a potem
przyszłaś ty, zagapiłem się i… tak jakoś wyszło.
− To znaczy, że to ja zawiniłam…?
Zabiłam muszkę? – Czerwone oczy błysnęły obficiej łzami.
− Nie, nie… To nie twoja wina… −
uspokoił, jednak dziewczyna szarpnęła silnie za białe włosy i rozpłakała się na
dobre.
− Jestem okropna…
− Hej, nie płacz… − Podszedł do
niej i położył rękę na jej głowie, a dziewczyna po chwili osunęła się na
poduszkę.
− No to chyba
sobie dzisiaj nie porozmawiamy…